50 ROCZNICA
ZDOBYCIA IMIENIA SZARYCH SZEREGÓW
PRZEZ HUFIEC ZHP WARSZAWA-MOKOTÓW
1 9 6 7 — 2 0 1 7
hm. Wiesław Paluszyński
O tym jak „Mokotów” historię utrwalał …
Najpierw był Kamień Zuchowy w Ogródku Jordanowskim przy ul. Odyńca. Ogródek ten był „prehistoryczną” siedzibą druha Władka Czarneckiego i 42 WDH. Tu rodził się Sztandar Hufca i tu także powstała historia Kamienia Zuchowego. Co Kamień symbolizował, skąd się wziął nie wspomnę, bo jestem „element napływowy” i tamtych czasów nie pamiętam. W każdym razie Kamień był i miał związek z Bohaterem Hufca. Z okazji Święta Hufca zuchy gromadziły się przy nim i odprawiały swoje obrzędy. Gdyby nasi starzy zuchmistrze, tacy jak Dorota Młynarska (obecnie Myślińska), Tomek Zieliński, Krystyna Kozłowska (obecnie Korlińska — jeśli się Krysiu mylę, to daruj!) zechcieli, pewnie historię Kamienia jeszcze można by odtworzyć. W każdym razie Kamień był w naszym utrwalaniu pamięci o Bohaterze Hufca pierwszy.
Potem była przerwa do końca lat siedemdziesiątych. Przerwa dotyczyła utrwalania pamięci o Bohaterze w kamieniu, bądź innych w miarę trwałych i pojemnych formach. W sposób bardziej ulotny utrwaliliśmy naszego Bohatera w publikacji „Szare Szeregi — Bohater Hufca Mokotów”, która ukazała się nakładem Rady Przyjaciół Harcerstwa w roku przyjęcia przez Hufiec imienia (wtedy się imiona przyjmowało, a nie nadawało).
Druga połowa lat siedemdziesiątych, to tworzenie Harcerskiej Izby Pamięci i Tradycji. Dyskusji było wiele; czy warto poświęcać na stałą ekspozycję najlepszą salę w siedzibie Hufca w Al. Niepodległości 129 (dawny SEZAM). Warto — nie warto, a Jurek Kazimierczuk walizki zwiózł, pamiątki pozbierał, gabloty wycyganił, zdjęcia porobił i któregoś pięknego wieczora w sposób pełzający Bohater utrwalił się w Izbie Pamięci. Ze zmienionymi kolejami losu tkwi tam do dzisiaj, przenosiny Izby (na Fosa 30) mu w tym nie przeszkodziły, mam nadzieję, że z pożytkiem dla kolejnych pokoleń harcerzy. Jednego zaś jestem pewien, że Duch Jurka Kazimierczuka Bohatera i Izby Pamięci pilnuje. Z czasem Izba Pamięci obrosła Zespołem Bohater i tak jest do dziś.
Izba stała się rozsadnikiem kolejnych pomysłów na utrwalanie. Utrwalanie było wtedy swoistą przepychanką z Władzą. Władza miała dość samego Hufca z jego Bohaterem i problemów z Gromadą Włóczęgów i 1 WDH. Dodatkowych sobie nie życzyła. My chcieliśmy zaś koniecznie zaznaczyć na murach Warszawy ślady po „Naszych Chłopcach”. Pomysły rodziły się w Izbie. Z jednym z nich przyszedł Staszek Sieradzki, od „zawsze” aktywny w środowisku byłych żołnierzy Batalionu ZOŚKA.
Konkretnie przyszedł z tablicą. Tablica była zrobiona przez Zośkowców z czarnego marmuru i miała utrwalić miejsce aresztowania Janka Bytnara RUDEGO. Problem był jeden, tablica „nie chciała się” wmurować, konkretnie zaś ukochana Władza nie chciała wydać stosownego zezwolenia. Cóż to dla nas! Uaktywniliśmy się w „obszarze” tzw. Miejsc Pamięci Narodowej, gdzie mieliśmy swojego człowieka w osobie Druha Józka Bekasiaka. Druh Bekasiak miał tę cechę, że dysponował stałym dostępem do Ministra Wieczorka (nazywanego potocznie Świętym Mikołajem), który niezależnie od tego, że dzielił dla kombatantów mieszkania i inne dobra doczesne przyznawał też Odznaki i Odznaczenia Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej. Władza, nazywana ówcześnie „dzielnicą”, lubiła dostawać medale. Aby dostać medal, trzeba było wykazać się, a tablica była pod ręką. W ten nieco zawiły, ale skuteczny sposób odsłoniliśmy któregoś pięknego popołudnia w kwietniu 1980 roku na ścianie budynku w Al. Niepodległości naszą wspólną z Zośkowcami Tablicę. Byli wszyscy, Staszek Broniewski, Mama Bytnarowa (przechowuję skrupulatnie jej odręczne podziękowanie za tę uroczystość), Duśka Dziekańska (siostra Janka Bytnara), Hanka Zawadzka i duża liczba innych przyjaciół. Oczywiście był też Hufiec ze Sztandarem, harcerzami i instruktorami. Zgodnie z obowiązującym wtedy zwyczajem tablicę odsłonił przybyły na tę uroczystość vice Naczelnik Dzielnicy. Władz harcerskich, warszawskich i centralnych uroczystość nie zainteresowała, ale Nasza Tablica jest do dzisiaj.
Tablica służyła też kilkakrotnie jako barometr sprawdzający nasze mokotowskie uczucia do Bohatera. Było z tymi uczuciami różnie w różnych latach, ale to inna opowieść. Ubocznym efektem akcji tablica było odznaczenie Hufca Złotym Medalem Opiekuna Miejsca Pamięci Narodowej, nasza aktywność została zauważona.
W roku 1980 i 1981 rozwiązał się worek. Po pierwsze utrwaliliśmy z rozpędu 70-lecie Harcerstwa, organizując w Muzeum Woli wystawę. Wystawa zrobiła furorę, powstała dzięki samozaparciu Tomka Kuby Kozłowskiego (w latach 90-tych wysokiego urzędnika MSW) ze 152 WDHiZ, przy udziale kilkudziesięciu osób z Hufca i jeszcze większej liczby „starych harcerzy”, w tym Szaroszeregowców. Przy okazji na tej wystawie utrwalił się też nasz Bohater. Wystawa była przełomem ideowym, gdyż zauważyły ją Harcerskie Władze, do tego stopnia zauważyły, że były na otwarciu (Naczelnik wraz z Druhną Wierzbiańską piłował żerdkę zastępującą wstęgę) i umożliwiły zwiedzenie jej delegatom na zjazd Związku. Pełny sukces ale ulotny. Chcieliśmy potem zmienić wystawę w stałą ekspozycję historii Harcerstwa, lecz nie wyszło. Pozostały artykuły prasowe i dokumentacja fotograficzna. Eksponaty, w tym historyczne sztandary, rozproszyły się ponownie. Są tacy co mówią, iż świadczy to jeszcze o szansie Harcerstwa na dalsze życie, gdyż muzealne eksponaty najczęściej odtwarzają czas przeszły.
W trakcie Święta Hufca 1981 r. utrwaliliśmy postać Floriana Marciniaka — pierwszego Naczelnika Szarych Szeregów, odsłaniając wspólnie ze Szczepem WATRA z Gdańska tablicę na terenie obozu koncentracyjnego Gross Rosen. Rozpoczęliśmy też w 1981 roku starania o odsłonięcie w Auli Głównej Politechniki Warszawskiej tablicy poświęconej Tadeuszowi Zawadzkiemu ZOŚCE i innym studentom Politechniki poległym w walce o niepodległość. Motorem umieszczenia tej tablicy był hm. Maciek Gierej, wtedy aktywny działacz studencki i nasz instruktor. Klimat wśród władz uczelni był wspaniały. Wszystko szło jak z płatka i tę tablicę Politechnika z naszym symbolicznym udziałem wmurowała.
Odsłonięcie miało uroczysty charakter i graliśmy w nim niepoślednią rolę. Drużyna Sztandarowa prezentowała się okazale, dowodził nią Maciej Kledzik. Prowadzącym uroczystość miał być Maciej Gierej, jako komendant Hufca byłem jednym z zaproszonych gości. Ale los jest nieznany. Pół godziny przed uroczystością musiałem zmienić rolę i z gościa stać się gospodarzem. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, iż przed tablicą zasiadły Senaty Politechniki Warszawskiej wraz z Rektorem Władysławem Findeisenem i Uniwersytetu Warszawskiego z Rektorem Henrykiem Samsonowiczem. Na sali wszyscy Szaroszeregowcy z Naczelnikiem Stanisławem Broniewskim ORSZĄ, przedstawiciele świata kultury. Na środku ja, mający zacząć uroczystość. W głowie kłębowisko myśli, jak zacząć, jak wprowadzić Sztandary? I jedna myśl, przecież to wszystko nasi harcerze, żołnierze, i pada do tego grona prosta komenda: Baczność!, żadne tam proszę powstać. Ta komenda powtarzana przez echo Auli Głównej podrywa wszystkich. Atmosfera wspaniała, tablicę odsłania Hanna Zawadzka, harcmistrzyni, siostra Tadeusza Zawadzkiego, w asyście Rektorów. Na zakończenie koncert fortepianowy i kwiaty.
Ta tablica jest mi szczególnie bliska, ze względu na fakt, iż Politechnika Warszawska jest też moją uczelnią. Tablica Tadeusza Zawadzkiego była w latach późniejszych świadkiem kilku naszych Arsenałowych spotkań, ostatnie odbyło się w 1998 roku.
Do dzisiejszego dnia pozostał nieutrwalony jeden z „Naszych Chłopców”, zmarły z ran odniesionych w akcji pod Arsenałem, niezawodny przyjaciel, Alek Dawidowski. Chcieliśmy wmurować Alkowi tablicę. Jest zupełnie oczywiste gdzie, oczywiście u stóp pomnika Kopernika, w miejscu gdzie spadła zdjęta przez Niego płyta z niemieckim napisem. Siłą napędową odsłonięcia tablicy w tym miejscu była Basia Wierzbicka, pracująca po sąsiedzku w Instytucie Podstawowych Problemów Techniki PAN. Mieliśmy już zgodę i poparcie Prezesa Polskiej Akademii Nauk prof. Aleksandra Gieysztora, mieliśmy zgodę Konserwatora Zabytków, Naczelnego Plastyka Warszawy. Z Rogoźnicy przywieźliśmy kamień. Piękny strzegomski granit. Jacek Kotela, harcmistrz, zrobił w skali 1:1 projekt napisu, który miał wiosną 1982 roku iść do wykucia w płycie. Był umówiony kamieniarz. Niestety, po drodze był grudzień 1981 roku. W 1982 roku zgody straciły ważność i nigdy nie odzyskały. Nigdy też nie powiedziano nam, że Alek na tablicę w tym miejscu nie zasługuje. PAN proponował abyśmy ustąpili i wmurowali tablicę w arkadach Pałacu Staszica. Nam chodziło o okolice pomnika. I tak już pozostało. Ironią losu jest zaś fakt, iż długie lata władze PAN składały w lutym kwiaty pod pomnikiem Kopernika, kwiaty, które miały przypominać czyn Alka. Granit na tablicę zaginął po moim odejściu z funkcji komendanta Hufca w grudniu 1982 roku. Temat do dzisiaj nie powrócił.
W latach osiemdziesiątych udało się jeszcze utrwalić na Mokotowie Twórców Polskiego Harcerstwa, Olgę i Andrzeja Małkowskich. Z inicjatywy Hufca skwer przy ul. Puławskiej nieopodal stadionu Warszawianki został nazwany Ich imieniem.
Pasja utrwalania nie przeminęła w nas jednak, pomimo upływu lat.
Gdy zastanawialiśmy się w gronie tzw. „Żubrów” nad formą obchodów 30-lecia przyjęcia imienia, jednym z pomysłów było zaopiekowanie się kopcem zlokalizowanym nieopodal ulicy Bartyckiej, na granicy Mokotowa, powstałym z gruzów Starego Miasta. Na szczycie Kopca stoi samotnie, zaniedbany znak Polski Walczącej, brzegi porastają chaszcze. Chcieliśmy, aby to miejsce po uporządkowaniu i nadaniu mu godnego wyglądu stało się miejscem spotkań i refleksji dla współczesnych harcerzy. Aby wici rozpalone w 30 rocznicę zwołały na ten kopiec pokolenia mokotowskich harcerzy i ich przyjaciół. Aby wykrzesać poprzez takie działanie iskrę porywającą ku przyszłości i poszerzającą grono przyjaciół wspierających działanie. Poszliśmy z tym pomysłem do komendy Hufca i wyszliśmy z pomysłem ze spotkania. Utrwalanie się skończyło.
Myślę jednak, że naszym największym osiągnięciem było utrwalenie Bohatera w nas samych i naszych harcerzach; wychowanie uczciwych ludzi, rozumiejących przeszłość i patrzących w przyszłość. To utrwalenie okazało się równie trwałe jak kamienie i tablice.
1997 r.