50 ROCZNICA
ZDOBYCIA IMIENIA SZARYCH SZEREGÓW
PRZEZ HUFIEC ZHP WARSZAWA-MOKOTÓW
1 9 6 7 — 2 0 1 7
hm. Krzysztof Bukowski
Kratka i sznury
W okresie zdobywania przez Hufiec imienia, a także w latach następnych, bardzo. nam dokuczały sprawy programowania pracy śródrocznej i obozowej oraz właściwego przygotowania obozów i zimowisk. Złych przykładów i ewidentnych „wpadek” znaliśmy mnóstwo, trzeba było znaleźć pozytywną receptę.
Podsumowując posiadaną wiedzę teoretyczną, bieżące doświadczenia Hufca, to cośmy przeżyli i doświadczyli na własnej skórze i wszystko, co jeszcze było do podsumowywania — włączając zasłyszane opowieści braci-harcerzy przegadaliśmy z Barbarą Wierzbicką niejeden wieczór. Zbliżało się zimowisko w Cisnej. Zaplanowaliśmy je jako generalne szkolenie kadry drużyn i tzw. „hufcowej”, widząc w niej potencjalne komendy przyszłych obozów. Kadrę tej machiny kształceniowej stanowił kierowniczy zespół Hufca uzupełniony o wybranych harcerskich specjalistów, zajęliśmy całą szkołę-tysiąclatkę (było tam ok. 200 osób), zaczęliśmy przygotowania. Świeżo po przyjęciu imienia Szarych Szeregów było jasne, że akcja musi się udać, organizacja zimowiska była sprawą prestiżu komendy, dążeniem zaś — by na obozy wyjeżdżały wszystkie drużyny.
Aby tego rodzaju przedsięwzięcie szkoleniowe przebiegło sprawnie, a ambitny program został zrealizowany, potrzebny był dokładny plan zajęć, czyli: KRATKA!
Ją właśnie ułożyliśmy wraz z Basią w listopadowe i grudniowe dni 1967 roku. Owe 10 głównych kartek w kratkę wraz z uwagami i poprawkami hufcowa tradycja instruktorska wiąże do dzisiaj z naszymi nazwiskami, a przede wszystkim z mozołem jej układania i potem – „zaliczania”.
Skonstruowanie kratki wymaga posiadania przemyśleń: co i w jaki sposób chcę zrobić, jaki mam do tego zespół realizatorów, jak podzieleni będą uczestnicy, jaka będzie lokalizacja i inne warunki pracy, przede wszystkim zaś sprecyzowanie po co to robimy — i to prawie wszystko, albo aż tyle. Widać bowiem jasno, że autor kratki powinien mieć pewność w powyższych sprawach, czyli obóz lub zimowisko powinny być już przemyślane i przygotowane) a zasadnicze rozstrzygnięcia — podjęte. Kratka przygotowana „na sucho”, w oderwaniu od wskazanych realiów zwykle nie pasuje do rzeczywistości obozowej; często wystarczy zmiana jednej ważnej rzeczy i już trzeba dokonywać „przemeblowań”, a czasem wali się wszystko.
Pamiętając tamtą pracę sprzed 30 lat, do dziś uważamy, że „zrealizowanie” kratki znacznie podnosi szansę, iż obóz będzie dobry. Oprócz bowiem załatwienia spraw, o których mowa wyżej można też przyjąć, że opracowujący zespół wyobraził sobie przebieg planowanych zajęć, a ujrzawszy je w wyobraźni — uświadomił sobie, czego będzie potrzebował, jakie wybrać miejsce, stroje, dekoracje, co i z kim wcześniej omówić i ile czasu potrzeba na przygotowania, a ile na same zajęcia. Te właśnie przemyślenia powinny być spisane jako uwagi realizacyjne. Do dzisiaj przetrwał też „problem dni deszczowych” — otóż jest rzeczą bezsporną, że zarówno całodniowy deszcz, jak też inne ważne przyczyny mogą spowodować konieczność zmiany w planie zajęć i dlatego tych kilka całodniowych zestawów odpowiednich do sytuacji awaryjnych warto mieć ze sobą — zwłaszcza, że improwizacja nie jest w takich warunkach łatwa.
Krytycy kratki mówią czasem, że każe się tam wpisywać rzeczy banalne i oczywiste. Zgoda, ale ponieważ każdy z nas przeżył zajęcia typu „coś się zrobi”, sportowe popołudnie z programem „to poszukajcie sobie piłki”, rozstawianie namiotów pozbawionych linek czy z niepełnym kompletem masztów (o śledziach nie wspomnę), albo też kilkugodzinną nocną nudę na stacji, gdyż nie sprawdzono rozkładu jazdy — zgodzimy się chyba, że niedopracowane szczegóły mogą wiele popsuć.
„Programowiec” zatwierdzający kratki przed obozem musi więc być czasem formalistą i skrupulantem, ale i tak mniej się na niego narzeka, niż na oboźnego czy „organizacyjnego”.
Brązowe sznury
- to popularna kiedyś nazwa zreformowanej i, modnie mówiąc, pogłębionej „kwaterki”. Pomysł powstał w uzupełnieniu przygotowań do akcji letniej i powinien spełnić podobną rolę w przygotowaniach organizacyjnych, jak kratka — programowych.
Widziałem to tak, jak niżej opisuję.
Zastępowy powinien nie tylko meldować zastęp podczas apelu, czy prowadzić go do kuchni. Z wielu powodów jest korzystne, by drużyna (także obozowa) pracowała zastępami, a harcerz z brązowym sznurem był „wciągnięty” w przygotowanie zajęć i czuł się za ich przeprowadzenie odpowiedzialny. Nie będzie wtedy mówił o komendzie, że oni kazali, ani nic w tym rodzaju.
Wytypowawszy zatem w okresie wrzesień — luty miejsce przyszłego obozu oraz nawiązawszy ewentualne porozumienia z innymi drużynami mającymi tworzyć wspólny obóz czy zgrupowanie warto w okresie wiosennym wybrać się na „wiosennisko”. Powinno się ono odbyć na wybranym terenie obozowania „zaklepanym” już w nadleśnictwie. Zasadniczym celem pobytu jest „przymiarka” do okolicy oraz konkretnego miejsca wszystkich członków rady drużyny (tej obozowej). Kadra obozu czy zgrupowania może załatwić rutynowe sprawy na miejscu, oboźny zaś z zastępowymi będą mogli wyznaczyć dokładnie miejsca na obozy, rozplanować ustawienie poszczególnych namiotów i urządzeń obozowych, kuchni, pomostów, obejrzeć drogi dojazdowe itp. Drugą ważną częścią wiosenniska jest poznanie okolic obozu — terenu przyszłych zajęć, gier terenowych, zwiadów i wycieczek. Nocować wypadnie pewnie w pobliskim większym mieście, zaś trasa dojazdu może po części prowadzić szlakiem przyszłych wędrówek. Popołudnia i wieczory to okazja do uporządkowania spostrzeżeń, robienia „na gorąco” planów, uzupełniania wiedzy o tych ciekawostkach okolicy, których nie udało się zobaczyć, powtórki z terenoznawstwa i pracy z mapą, nauki kilku wytypowanych na wspólne dla całego zgrupowania piosenek, ujednolicenia musztry i umundurowania, omówienia elementów obrzędowości obozowej itd. itp. Grzechem byłoby nie nawiązać kontaktu z miejscowymi harcerzami, ciekawymi faktycznie ludźmi i in.
Udane wiosennisko może utwierdzić uczestników w postanowieniu wyjazdu na obóz. Cała kadra, lecz przede wszystkim zastępowi, po przyjeździe już w lecie na teren obozu będą się czuli „u siebie”. Wzmocni to ich pozycję w zastępach, zdobyte zaś informacje będą ich faktycznie wyróżniać. Wiele jeszcze pożytków może dać przeprowadzane w tym duchu wiosennisko i nie chodzi o to, by wszystkie je tu wymienić. Doświadczenie uczy, że tak przygotowane obozy łatwiej prowadzić. Łatwiej też pisać „kratkę”, łatwiej wśród zastępowych znaleźć przyszłych przybocznych, drużynowych … Tak przygotowani głębiej przeżyją „wielką harcerską przygodę”.
Trzeba tu nadmienić, że „modelowo” przeprowadzone „Brązowe Sznury” nie mogły w pełni zaowocować, gdyż okolica zgrupowania obozów w Chobienicach i Wąchabnie (nad Jez. Chobienickim na zachód od Wolsztyna) stała się bazą wypadową dla wojsk wkraczających do Czechosłowacji w sierpniu 1968 roku. W okresie akcji letniej niepożądane było zatem kręcenie się harcerzy po okolicy. Praktyczny zakaz opuszczania obozów przekazano nam jako polecenie władz sanitarnych wydane w związku z występującą w okolicy zachorowalnością na chorobę Heinego-Mediny uzupełnione nakazem ograniczenia kąpieli oraz dezynfekcji rąk i naczyń przed każdym posiłkiem przez płukanie w roztworze nadmanganianu potasu… . Sumienne zapoznanie się wiosną z ciekawą okolicą nie na wiele się więc przydało, za to rezerwowe dni z kratki — ho! ho! A lato było piękne tego roku…
P.S. W omawianym czasie byłem studentem II i III roku chemii i miałem stopień podharcmistrza. Drużyna, z której się wywodzę to 60 WDH.
Warszawa, 1997 r.